LITWA DLA UPARTYCH

Szkoła żeglarska Academia Nautica z Warszawy w sierpniu 2005 roku zorganizowała na jachcie typu Tango 730N o nazwie Behemot wyprawę z Zalewu Wiślanego na Zalew Kuroński starym, poniemieckim śródlądowym szlakiem przez Kaliningrad, rzekami Pregołą i Dejmą do Polieska. Po zwiedzeniu rosyjskiej części Zalewu Kurońskiego jacht popłynął rzekami Matrosowką i Niemnem do Sowiecka, gdzie odbywają się odprawy graniczne. Niestety Rosjanie odmówili przepuszczenia jachtu na Litwę i pod eskortą kutrów straży granicznej odesłali go z powrotem do Polski przez Zalew Wiślany. A wymarzona Litwa była tuż, tuż, po drugiej stronie rzeki....

Po powrocie zaczęło się gruntowne sprawdzanie stanu prawnego. Przy aktywnym wsparciu PZŻ dotarliśmy do rosyjskiej ambasady i konsulatów oraz polskiego konsulatu w Kaliningradzie, które w końcu dokładnie wyjaśniły problem. Czemu nas nie przepuszczono, skoro od kilku lat polskie jachty mogą bez problemów pływać po niegdyś niedostępnych wodach rosyjskiej enklawy? Otóż po rozpadzie ZSRR umowy graniczne Rosji z Polską i Litwa zostały zawarte w ten sposób, że owszem granice mogą już przekraczać obywatele wszystkich państw, ale przejścia graniczne dla statków są przeznaczone wyłącznie dla jednostek pod bandera państw granicznych. Czyli w Sowiecku mogą się odprawiać wyłącznie jachty rosyjskie i litewskie, a w Bałtijsku rosyjskie i polskie. Nie da się tego zmienić bez korekty umów międzynarodowych. Behemot będąc już w Sowiecku mógł pokonać granicę tylko w jeden sposób – gdybyśmy podnieśli go na portowym dźwigu, przewieźli na wózku za samochodem przez most graniczny nad Niemnem na Litwę i zwodowali w jednym z litewskich portów na Niemnie – w Jurbarkas lub Rusne. Byłoby to jednak rozwiązanie nie tylko kuriozalne, ale i nie do powtórzenia, bo wyszedł przy okazji jeszcze jeden problem. Okazało się, że niezbędne do tranzytu na Litwe rzeki Pregoła i Dejma oraz prześliczna rosyjska część Zalewu Kurońskiego mają formalnie status wewnętrznych rosyjskich wód federalnych i jachty obcych bander nie mogą w ogóle po nich pływać. Wyjaśniła się konsternacja rosyjskich pograniczników na Niemnie na nasz widok – mimo otwarcia tranzytu z Polski przez Bałtijsk nasz jacht nie miał prawa w ogóle dotrzeć do Sowietca bez indywidualnej zgody władz rosyjskich. Wystąpiliśmy o nią co prawda do rosyjskiej straży granicznej i władz obwodu Kaliningradzkiego, ale po kilku tygodniach przyszła od nich informacja, że zgodę na żeglugę statku obcej bandery po wodach federalnych może wydać wyłącznie rosyjski rząd federalny w Moskwie – a to może długo potrwać. A Litwa korciła...

Gdy jasne się stało, że w tym roku już nie ma co liczyć na pozwolenie na przejście -zdecydowaliśmy się na dokończenie wyprawy na Litwę okrężną drogą. Przed wojna funkcjonował szlak żeglugowy na Litwę stworzony przez generała Prądzyńskiego w pierwszej połowie XIX wieku: Narwią, Biebrzą, Kanałem Augustowskim do Niemna pod Grodnem. Niestety dziś nie do przejścia, nie tyle z powodu spadku poziomu wody, co wskutek powojennego przeprowadzenia granicy przez kanał Augustowski i zasypania pogranicznej śluzy. Utrudnieniem są też liczne granice do pokonania (konieczny jest tranzyt przez Białoruś, końcówką Kanału Augustowskiego i krótkim odcinkiem Niemna). Obecnie po obu stronach granicy trwają prace nad ponownym uruchomieniem kanału (ponoć białoruskie są bardziej zaawansowane), ale na chwilę obecną szlaku dla jachtów nie ma.

Rozważaliśmy zwodowanie jachtu zaraz za białorusko-litewską granicą – w Druskiennikach i spłynięcie przepiękną doliną Niemna, ale tu nas czekała jeszcze jedna niespodzianka. Dowiedzieliśmy się od Litwinów, że Niemen był rzeką spławną na całej długości tylko do lat 60-tych XX wieku, kiedy to Chruszczow kazał na nim postawić pod Kownem zaporę pozbawioną jakiejkolwiek śluzy czy pochylni dla statków. Tak więc musieliśmy zrezygnować z atrakcyjnego rejsu do Zalewu Kowieńskiego. Jacht w końcu został przewieziony drogą lądową z Elbląga (w którym czekał na rosyjskie pozwolenie na tranzyt) prosto do stoczni w Kownie, gdzie został zwodowany za pomocą gigantycznego żurawia portowego.

Dalsza żegluga przebiegała już bez problemów. Niemen jest szeroki, głęboki (jak dla polskich jachtów mieczowych) i ma świetnie oznakowany farwater. Brak śluzy (i pobliska granica rosyjska) sprawiają jednak, że rzadko pojawia się na nim jakakolwiek łódź rekreacyjna. Nic dziwnego, że według Litwinów byliśmy absolutnie pierwszym polskim jachtem, który spłynął ta trasą do Kłajpedy. Jedyną przeszkodą dla żeglugi są rzadko spotykane mosty, prom i linie wysokiego napięcia, wiszące zresztą wyraźnie niżej, niż to zazwyczaj bywa w Polsce. W porcie Jurbarkas przed granicą rosyjską była możliwość odprawy granicznej do Rosji, z której nie skorzystaliśmy (płynąc w górę rzeki można to robić w Litewskim porcie Rusne). Po jednym dniu żeglugi dotarliśmy do granicy rosyjskiej, gdzie we wsi Smalininkai bez problemu uzyskaliśmy od litewskiej straży granicznej pozwolenie na żeglugę po granicznym odcinku Niemna, ale bez prawa przekraczania jachtem granicy rosyjskiej. Następnego dnia popłynęliśmy wzdłuż granicy wzbudzając żywe zainteresowanie litewskich pograniczników. Rosyjskich nie było widać, poza manekinem na wieży strażniczej. Po drodze stanęliśmy pod Sowieckiem (Tilsit czyli Tylża), by przeznaczyć kilka godzin na zwiedzenie tego historycznego, zrujnowanego miasta i odwiedzenie Rosjan poznanych w trakcie pierwszej części wprawy. Miejsce dla nas szczególnie ważne – bo tu właśnie zakończył się niepomyślnie pierwszy etap naszej wyprawy cofnięciem Behemota do Polski. Tym razem, choć byliśmy na dokładnie tym samym akwenie, kilkanaście metrów od znajomej specyficznej wielopiętrowej rosyjskiej kei, żeglowaliśmy jednak formalnie po litewskiej stronie farwateru i mogliśmy kontynuować nasz rejs na pozostałą część Zalewu Kurońskiego i do Kłajpedy. Wieczorem dotarliśmy pod śliczne nadmorskie miasteczko Rusne, w którym rano ponownie odprawiliśmy się do normalnej żeglugi turystycznej po litewskiej części Zalewu Kurońskiego. Wrażenie niesamowite. Akwen co prawda bardzo płytki, ale bezpieczny, doskonale oznakowany, z rozwiniętą siecią zadbanych przystani. Wspaniałe miejsce na spędzenie ciekawych i spokojnych wakacji. Nam już na to niestety nie starczyło czasu. Po przepłynięciu reszty Zalewu Kurońskiego zwiedziliśmy Kłajpedę, zostawiliśmy jacht w Yacht Klubie na mierzei dla następnej załogi i nocą wróciliśmy do kraju. I to koniec sprawozdania organizatora wyprawy, a szczegółowy opis wrażeń załogi można przeczytać w relacji Soni.

Witold Chocholak

W załączeniu zdjęcia i mapka z planowaną oraz zrealizowaną trasą wyprawy:

1. etap: z Iławy przez Zalew Wiślany, Kaliningrad, Pregołę, Dejmę do Polieska, nastepnie rosyjską część Zalewu Kurońskiego, Matrosowką i Niemnem do Sowiecka i tam odmowa odprawy graniczneje przez Rosjan na granicy z Litwą. Pierwszy polski jacht, który przeszedł tym szlakiem z Zalewu Wiślanego na Kuroński

2. etap: Cofnięcie pod przez Rosjan pod ekskorta kutrów straży granicznej z Sowiecka Niemnem, Matrosowką, Dejmą, Pregołą do Kaliningradu, a potem przez Zalew WIślany, Bałtijsk do Fromborka i Elbląga

3. etap: przerzut Behemota lądem z Elbląga na Litwę, wodowanie w Kownie (wyżej nie można z uwagi na brak śluzy na zaporze), spłynięcie Niemnem do Sowiecka, a następnie dokończenie zaplanowanej trasy wyprawy Niemnem na litewską część Zalewu Kurońskiego do Nidy i Kłajpedy. (przejście graniczne dla Zalewu Kurońskiego jest w Sowiecku w górze Niemna). Pierwszy polski jacht, który dotarł Niemnem na Zalew Kuroński.

Prowadzący jacht: Adam Danecki, Katarzyna Korsieko i Witold Chocholak